niedziela, 21 marca 2010

"Zew wolności". Ale której?


Już myślałem, że operatorowi projektora filmowego musiało się zdrzemnąć. Wszak miał do tego pełne prawo - było już po 22, projekcja na naszej sali była pewnie jedną z ostatnich, zresztą co to za projekcja, co to za film, dokument, panie... No więc patrzyłem na ekran, jak przesuwają się napisy końcowe, pogrążony nadal w kinowej ciemności. Niektórzy widzowie już zbierali się do wyjścia, już przeciskali między fotelami, klęli pod nosem uderzywszy się w piszczel, większość jednak wyczekiwała światła, jasności. I wtedy na ekranie znów zjawił się Chris Salewicz, który w filmie pełnił rolę narratora, badacza a także przewodnika po polskiej muzyce rockowej, szerzej - kontrkulturze, lat osiemdziesiątych.
Salewicz zadaje ostatnie pytanie Tomkowi Lipińskiemu, czołowej postaci polskiego punk rocka związanej z takimi legendami jak Brygada Kryzys, Tilt czy Izrael. Zadaje pytanie, do którego cały ten film (pod)świadomie zmierzał, pytanie, które kołatało widzowi cały czas gdzieś z tyłu głowy, a na które odpowiedź miała stanowić swego rodzaju zadanie domowe. Pytanie brzmi: czy muzyka jest w stanie zmieniać świat, czy może mieć wpływ na rzeczywistość społeczno-polityczną?
Pytanie to z jednej strony naiwne ale z drugiej nie takie znowu proste i w dużej mierze uzasadnione, jeśli wziąć pod uwagę, że narodziny punk rocka w Polsce sprzęgają się z "karnawałem Solidarności". 
Szczerze powiem: kiedy to pytanie wreszcie padło z ekranu, bałem się usłyszeć na nie odpowiedź. Bałem się, że Lipiński powie coś, czego nie chciałbym usłyszeć z jego ust, a co już z tak wielu słyszałem. Bałem się, że ta cała praca, którą w filmie wykonano do tej pory, legnie w gruzach, że historia polskiej muzyki, polskiej kultury, którą pieczołowicie rekonstruowano, zostanie unieważniona kilkoma zbędnymi słowami. Jakie by to miały być słowa? Ano takie, które z bohaterów tego filmu czyniłyby romantycznych Kordianów, Gustawów-Konradów, Konradów Wallenrodów, czyli wybitne, heroiczne jednostki działające w imię Narodu, Jego Wolności i Niepodległości. Jednostki walczące i cierpiące za miliony...
Nieraz już słyszałem jak to muzycy walczyli z komunizmem. Ile to strachu się najedli, gdy pod czujnym okiem cenzora przemycali do tekstu piosenki dmuchawca-latawca albo inną szklaną pogodę: metafory-bomby, które ścięły z nóg radzieckiego kolosa i powaliły go na wznak...    
Twórcom filmu (Leszkowi Gnoińskiemu i Wojciechowi Słocie) udało się na szczęście uniknąć tego martyrologiczno-mesjanistycznego zadęcia, bohaterom zaś rozdrapywania ran i ukazywania ich w blasku reflektorów, przyjmowania pozycji ofiary...
W dużej mierze zasługa to pomysłu, by narratorem filmu uczynić brytyjskiego dziennikarza muzycznego ( o polskich, co prawda, korzeniach), Chrisa Salewicza, który towarzyszył narodzinom punk rocka na Wyspach a w swym dziennikarskim dorobku ma między innymi biografię Joe Strummera z The Clash.
Salewicz daleki jest od wikłania się w polskie tradycje martyrologiczne i powstańcze. Owszem, wyłuskuje z tego fenomenu socjologiczno-kulturowego, jakim był polski rock w PRL-u, znamiona sprzeciwu, buntu, walki (już "Dziwny jest ten świat" w tej narracji staje się pierwszym polskim protest-songiem) z zastanym systemem społecznym, politycznym, ustrojowym. Ale to przecież immanentne cechy każdej rewolucji kulturalnej, przełomu czy zmiany pokoleniowej. 
Problem tylko w tym, że polski widz, także ten młodszy, znający PRL z legend rodziców -  gdy mówi się o polskiej historii, także tej najnowszej - niechybnie musi ją sobie usystematyzować, wpisać w pewne ramy interpretacyjne. Tymi ramami są najczęściej wypracowane na przestrzeni dwóch ostatnich wieków polskie mity narodowe ugruntowane na tradycji romantycznej. Zdawać by się mogło, że romantyczne mity  i przynależne im kategorie interpretacyjne uruchomione zostają także w tym filmie. Co ważne jednak - nie byłyby to mity z kręgu martyrologiczno-mesjanistycznego ale tyrtejskiego. Polski punk rock chcelibyśmy widzieć jako jedną, długą, tyrtejską pieśń. Pieśń zagrzewającą do walki, do mierzenia się, stawiania czoła, wychodzenia naprzeciw, chcielibyśmy, by to byłą taka polska pieśń bezkompromisowości. (Tyrtejskie własności polskiego punk rocka kilka lat temu doceniło Lao Che, które na płycie "Powstanie Warszawskie" w powstańcze historie wplotło fragmenty wierszy Gajcego czy Baczyńskiego oraz tekstów... Siekiery, KSU czy Izraela).
Ale czy tak jest w rzeczywistości? Czy Brygada Kryzys, Tilt, Dezerter, Siekiera, Moskwa, TZN Xenna i wiele, wiele innych jeszcze kapel śpiewało o Narodzie, Wolności i Niepodległości? Czy też raczej o pokoleniu, wolności osobistej i niezależności? Z małej, osobistej litery...?

Lipiński po ostatnim pytaniu Salewicza uśmiecha się najpierw, chwilę zastanawia, po czym mówi, że muzyka wpływa na pojedynczych ludzi, może zmieniać ich sposób postrzegania świata, może kształtować pojedynczego człowieka, nie strukturę świata, nie system społeczny czy polityczny. Te ostatnie kształtują i zmieniają czyny, nie muzyka...
Po tym zdaniu zapala się już światło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz